Sobota… Dzień sprzątania. Wreszcie będzie czysto… Przez 2 h zapewne, ale to zawsze coś. Potrzebuję tego, żeby nie zwariować z dwójką dzieci i kotem sierściuchem, którzy gdzie się nie pojawią niosą chaos i zniszczenie!

 

Przesadzka… aż tak źle nie jest. Robią postępy jednak… Ale potem znowu jest gorzej. Szczególnie jak wrócą z jakiegoś wyjazdu – jakby mieli reset mózgu ! Wszelkie wypracowane nawyki sprzątania po sobie na bieżąco, albo pamiętania, że w tę nieszczęsną sobotę ogarniamy bazę gruntowniej zanim polecimy w siną dal.

Pocieszające, że jednak powrót do tych nawyków jest w miarę szybki. Niemniej to się samo nie dzieje. Trzeba w to włożyć energię – mam na myśli energię rodzica też.

Jedną z trudności jeśli chodzi o obowiązki jest nuda – robienie ciągle tych samych czynności, dla niektórych jest uspokajająca i daje poczucie bezpieczeństwa, a dla innych, gdy jest tej rutyny za dużo to jest kulą u nogi.

“Wiem że powinnam to zrobić, ale tak bardzo, bardzo, bardzo mi się nie chce…”

U nas rozwiązaniem na to jest
->HANDEL OBOWIĄZKAMI 

Na przykład:

Tymon ma wśród obowiązków m.in. przetarcie schodów raz w tygodniu. Nie chce mu się.

Ja z kolei mam zaplanowane kotlety i ziemniaczki na obiad, a nie chce mi się obierać skurczybyczków. Tymek ostatnio chyba ćwiczy motorykę mniejszą, bo ma fazę na obieranie i krojenie różnych rzeczy, więc zrobiliśmy wymiankę – każdy myśli, że wyszedł na tym lepiej niż ten drugi  i o to chodzi w Pozytywnej Dyscyplinie – o win-win:)

 

Robisz handel obowiązkami u siebie? 
Sprawdza się?